Skutki społeczne i ekonomiczne zakazu handlu w niedzielę

Skutki społeczne i ekonomiczne zakazu handlu w niedzielę


Prezes Wiesław Jopek uczestniczy w posiedzeniu Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego. To pierwsze tegoroczne posiedzenie WRDS, zgodnie z procedurą przewodnictwo na pół roku przejęła strona samorządowa, a więc przewodniczy obradom marszałek Witold Kozłowski. W tej sprawie wypowiadał się Wiesław Jopek. Oto główne tezy jego wypowiedzi.


Przedsiębiorcom polskim, którym miało pomóc – nie pomoglo wszystkim, część jest zamknięta a część otwarta, otwarci są wyłącznie ci, którzy spełniają bardzo restrykcyjny warunek 40% utargu „specjalnego”.
Efekt pozytywny jeden tzn. zamknięcie wielkich sklepów, galerii handlowych w niedziele, dyskontów – super.
Ale to nie pomogło małym polskich przedsiębiorcom prowadzącym lokalne sklepy albo małe sieci sklepów typu 5-10 małych sklepów w regionie. Oni nie spełniając % wymogów, nie mogą się otworzyć w niedziele, a polacy robią zakupy na zapas w piątek i sobotę w wielkich sklepach i galeriach. Obroty w osiedlowych, lokalnych sklepach spadają w piątki i soboty, a w niedzielę nie mogą być wyrównane. Mimo, że byłoby to możliwe, bo zamknięte są sklepy wielkopowierzchniowe. 40% próg jest za duży.
Sklepy z 40% progiem (możliwe tylko w dużych miastach turystycznych albo w sklepach specjalistycznych) – poprzez swoje otwarcie w niedzielę nie gonią biznesowo sieci międzynarodowych handlowych, ale nadrabiają spadki, jakie generują w piątek i sobotę – bo wtedy klienci jeżdżą do galerii handlowych i sklepów wielkopowierzchniowych (bo to wygodne w weekend, są parkingi i możliwości zakupów różnych produktów).
Naszym zdaniem konieczne jest rozwiązanie, które spowoduje, że z jednej strony utrzymane będzie zamknięcie wielkich sieci handlowych i dyskontów, ale umożliwione zostanie otwarcie osiedlowych sklepów i sieci małych lokalnych sklepów. To pozwoli małemu i średniemu polskiemu biznesowi na chociaż próbowanie wyrównania szans z wielkim handlem międzynarodowym.
Zakaz niedzielnego handlu ma też pozytywny efekt dla np. branży gastronomicznej i turystycznej, gdyż powoduje zwiększenie ruchu w centrach miast, ośrodkach rekreacyjnych czy wczasowych, a ten zwiększony ruch mógłby też pozytywnie wpływać na obroty w sklepach takich małych właśnie w miastach, gdzie ludzie „wychodzą” w niedziele na ulice, do parków, na rynki swoich miast.
Jak polski lokalny przedsiębiorca ma jeden sklep swój i może jako właściciel w nim pracować w niedzielę, nie jest w stanie myśleć o rozwoju swojej firmy i otwieraniu kolejnych punktów, aby polska rodzinna firma rosła i rozwijała się, ponieważ nie jest w stanie sam sprzedawać w 2 czy trzech sklepach – wtedy od razu traktowany jest jak wielka międzynarodowa sieć handlowa i nie może otworzyć sklepików lokalnych w niedziele. Jak mamy rozwijać polski biznes i polski kapitał?
Argument dla pracowników handlu
W dobie małego bezrobocia i trudności w poszukiwaniu pracowników, zwłaszcza w dużych ośrodkach miejskich, nie ma sytuacji w których jakikolwiek pracownik byłby zmuszany do pracy w niedzielę. Mówiąc wprost: to już nie te czasy. Teraz takie ustalenia z pracownikami są realizowane w drodze konsensu obu stron i za odpowiednim zwiększeniem wynagrodzenia za czas pracy. Nie ma takiej możliwości, aby pracownika w XXI wieku zmusić do pracy w weekend – tu potrzeba chęci obu stron. Pracownicy chętnie dorabiają sobie weekendami, chcą przychodzić do pracy w niedziele, bo to realne zwiększenie ich wynagrodzenia, co jest kluczowe w dobie inflacji i wzrostu cen.
Zwłaszcza w takich ośrodkach akademickich w dużych miastach jak Kraków, Wrocław czy Warszawa – nie ma problemu z chętnymi pracownikami w niedzielę, gdyż jest rzesza studentów, chcących dorabiać sobie właśnie weekendami za większe pieniądze. Zakaz niedzielnego handlu pozbawia takie grupy społeczne możliwości zarobkowania.
Potrzeba nam działań, które pozwolą otworzyć osiedlowe, lokalne sklepy w miastach, w 100% polski biznes, który musi otrzymać możliwość konkurowania z międzynarodowymi korporacjami. Bez tego zawsze będziemy zdani na obcy kapitał, wielkie sklepy i rozrost wielkopowierzchniowych dyskontów. Umrze lokalny handel, sklepy w centrach, na rynkach, na ulicach naszych miast.