Fascynująca Rumunia
Długo czekaliśmy na tę wycieczkę, a może bardziej pielgrzymkę do Rumunii. Grzegorz Mielnicki, wiceprezes Małopolskiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości rozpuścił wieści o tym wyjeździe na długo przed tym, nim pandemia Covid 19 sparaliżowała świat. Ale cierpliwie czekaliśmy i teraz wykorzystaliśmy dogodną okazję i ruszyliśmy do kraju kojarzonego z krwawym Drakulą lub z Cyganami.
Okazuje się,że jedno i drugie to zdecydowana przesada. Osoba Wlada Palownika, urodzonego w Sighisoarze, stała się inspiracją dla irlandzkiego pisarza Brama Stokera do stworzenia postaci Drakuli strasznego wampira. Jeśli idzie o Cyganów, to od zawsze stanowili najmniejszą mniejszość etniczną.
Wracając jednak do naszej wyprawy do Rumunii. Pani dyrektor Anna Adamczyk cierpliwie wydzwaniała do kandydatów na wycieczkę, zachęcała, namawiała i razem z Grzegorzem Mielnickim zebrała 25 osobową grupę chętnych. Zlecenie na organizację wyprawy trafiło do Biura Podróży „Abdar” z ul. Kościuszki w Krakowie. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo pilot-przewodnik pan Maciek wykazał się znakomitą wiedzą o Rumunii, Węgrach i Słowacji, a kierowca pan Janusz powoził ogromnym autobusem marki mercedes z wielką gracją, bardzo bezpiecznie i pewnie.
Pierwszy przystanek na naszej trasie to Lewocza, miasto w Słowacji. W środku miasta stoi rzymskokatolicki parafialny kościół św. Jakuba. Należy on do najcenniejszych budowli sakralnych na Słowacji. Jego drewniany późnogotycki ołtarz główny Św. Jakuba o wysokości 18,6 m jest najwyższym tego rodzaju ołtarzem na świecie. Wykonany został w latach 1507 - 1517 z drzewa lipowego w warsztacie Mistrza Pawła z Lewoczy (Majster Pavol z Levoče). Na krakowskiej grupie ten ołtarz nie zrobił piorunującego wrażenia, bo ten w Bazylice Mariackiej na krakowskim Rynku jest o wiele większy i chyba ładniejszy, choć o gustach nie powinno się dyskutować.
Prawdziwą dumą mieszkańców Lewoczy jest obszerny rynek (dziś Námestie Majstra Pavla), którego pierzeje tworzą piękne kamieniczki pochodzące z różnych epok. Warto dłużej zatrzymać wzrok na: domu Turzonów (numer 7, z piękną renesansową attyką i zdobioną fasadą), domu Mistrza Pawła (numer 20, tu mieścił się warsztat słynnego rzeźbiarza z Lewoczy, dziś - muzeum jego pamięci).
Klatka hańby (Klietka hanby), przy której zazwyczaj zatrzymują się turyści, jest rodzajem średniowiecznego pręgierza. Skazańców zamykano w środku i wystawiano na widok publiczny. Najczęściej trafiali tu ludzie zakłócający ciszę nocną, choć podobno sąd w Lewoczy wysyłał tu z reguły kobiety podejrzane o rozpustę.
Stąd już tylko kilka kroków dzieli nas od kolejnej atrakcji - Zamku Spiskiego. Dziś po zamku pozostały tylko ruiny, ale bardzo malownicze. W 1993 roku zamek, miasteczko Spiskie Podgrodzie, dzielnicę Spiska Kapituła oraz wioskę Żehra wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W 2009 roku wpis rozszerzono o zabytkowe centrum miasta Lewocza i dzieła Mistrza Pawła z Lewoczy.
Kolejny dzień zaczynamy, po krótkiej mszy świętej odprawionej w hotelowej świetlicy przez księdza inf. Dariusza Rasia, archiprezbitera Bazyliki Mariackiej, kapelana rzemiosła, od wizyty na wesołym cmentarzu w Sapancie. Cmentarz jest miejscem zadumy, pełnym szarości i smutku. Zazwyczaj, bo jest na świecie jedna taka nekropolia, gdzie przygnębiające odczucia zastępują wyraziste kolory, wyrzeźbione postacie i humorystyczne anegdoty. Wesoły Cmentarz (Cimitirul Vesel) przełamuje wiele stereotypów dotyczących śmierci. To jedna z największych rumuńskich atrakcji turystycznych, która co roku przyciąga swoją unikalnością tłumy turystów. Cmentarz wyróżnia się przede wszystkim kolorowymi, drewnianymi nagrobkami. To krzyże w odcieniu błękitu. Kolor ten posiada nawet własną nazwę – albastru din Săpânţa, czyli błękit Sapanty – interpretowany jako symbol nadziei i nieba. Tu śmierć przestaje być anonimowa. Ironiczne i często przewrotne, skrupulatnie wyrzeźbione epitafia opisują przyczynę zgonu.
Nagrobki przykryte są dwoma deseczkami, które tworzą nad nim „daszek”. Oprócz kolorystyki bardzo istotnym elementem są płaskorzeźby, które ukazują zmarłego podczas wykonywania pracy lub ulubionych czynności, którym poddawał się za życia, ale także moment śmierci. Wobec tego można ujrzeć tam przeciętego na pół mężczyznę, kobietę wypasającą kozy, krawcową szyjącą ludowe stroje oraz wiele innych zmarłych przedstawionych w podobnych okolicznościach. Jednak na tym wyjątkowość błękitnych nagrobków się nie kończy! Oprócz płaskorzeźby na nagrobkach widnieją także epitafia, które w sarkastyczny i humorystyczny sposób opisują zmarłego. Co ciekawe, opis ten jest przedstawiony w pierwszej osobie. Zmarły opowiada o swoim życiu, o swoim dotychczasowym życiu, o hobby (nierzadko było to spożywanie trunków z kolegami!), o tym ile miał lat i w jaki sposób odszedł z tego świata.
Z cmentarza idziemy kilkaset metrów i już znajdujemy się koło najwyższej drewnianej wieży wznoszącej się na wysokość 78 metrów. Nasza najwyższa wieża drewniana ma 111 metrów i znajduje się w Gliwicach. Kilka drewnianych obiektów obrazuje talenty ciesielskie i snycerskie mieszkańców Rumunii. Szczególnie ciekawe są dachu pokryte kilkoma warstwami modrzewiowych gontów.
Muszę skupić się tylko na niektórych punktach naszej wyprawy po arcyciekawej Rumunii. A więc Monastyr Mołdawica, to zespół klasztorny zwiastowania Bogurodzicy, który wpisany jest na listę UNESCO. Cerkiew powstała w 1532 roku i pokryto ją niesamowitymi malowidłami. Ksiądz inf. Dariusz Raś przekonuje, że te malowidła na zewnętrznej ścianie to celowe działanie. W środku mieściło się mało ludzi, było zwykle ciemno, a z zewnątrz można było w nieskończoność kontemplować „biblię dla niepiśmiennych”.
Miejsce polskie w Rumunii. To Kaczyka (rum. Cacica) najstarsza polska wieś na Bukowinie. W 1783 roku panujący na tych ziemiach cesarz austriacki Józef II polecił sprowadzić na okolicy Bochni grupy inżynierów i górników z Bochni. Zbudowali oni kopalnię soli a także polski kościół. Kopalnia od lat nieczynna, udostępniona jest turystom, ale jej konserwacja prowadzona jest przy pomocy środków ropo pochodnych. Po wyjściu trudno się tego zapachu pozbyć.
Po kolejnym śniadaniu, krótki przejazd autobusem i już znajdujemy się w Braszowie. Przewodnik, pan Maciej kieruje autokar na parking przed Białą Wieżą, skąd rozpościera się magiczny widok na średniowieczne miasto otoczone murami. Z tej perspektywy zobaczycie jeden z symboli Braszowa od tyłu, bo właśnie na tym wzgórzu stoją wielkie litery układające się w górujący nad miastem napis BRASOV. Rumuńskie Hollywood. Braszów byłby pewnie jeszcze piękniejszy, gdyby nie wydarzenie z roku 1689. Wtedy to 21 kwietnia ogień zniszczył praktycznie całe miasto i to co widzimy dziś, powstało po tym czasie. Nawet kamienna katedra ucierpiała, bo oprócz tego, że płomienie strawiły całe jej wnętrze, to także zewnętrzna fasada została osmolona do tego stopnia, że świątynia do dziś nosi nazwę „Czarnego kościoła”.
Kolejny przeskok w inne klimaty. Czas na zamek Drakuli w Branie. To jeden z najsłynniejszych zamków w Rumunii, rocznie odwiedzany przez wielu turystów. Zbudowany na wysokiej skale zamek uderza niezwykle skomplikowaną bryłą.
Zwiedzamy też Sinaię, Perłę Karpat, słynne uzdrowisko i ośrodek narciarski. Pomaszerowaliśmy do cerkwi i klasztoru, Zamku Peles, rezydencji zbudowanej w stylu renesansu niemieckiego. Zatrzymaliśmy się w Sighiosoarze, gdzie podziwialiśmy średniowieczne Stare Miasto wpisane na listę UNESCO. Jest tam ciekawa wieża zegarowa i dom, w którym urodził się Wlad Palownik, legendarny Drakula (obecnie znajduje się w nim restauracja).
Ostatni dzień to wizyta w kolejnej kopalni soli w Turdzie. W czasie drugiej wojny światowej podziemia służyły mieszkańcom za schrony. Pod koniec XX wieku kopalnia przekształcona została w muzeum. Cały kompleks przypomina park rozrywki.
Na koniec kilka uwag generalnych. Podobnie jak w Polsce odczuwa się tu skutki pandemii. Wszędzie byliśmy jedyną zwartą grupą turystów. Nigdzie nie było kolejek przed kasami i obiektami turystycznymi. Większość straganów i sklepów z pamiątkami – pozamykane.
Hotele bardzo przyzwoite i puste. Jedzenie bardzo smakowite.
Organizacja życia w autobusie urządzona była w następujący sposób. Przednia część to Strefa Mariacka pod przewodnictwem ks. inf. Dariusza Rasia. Strefą Środka dowodził Janusz Kowalski prezes Małopolskiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości, a koniec autobusu to Strefa Gazy pod wodzą Wiesława Jopka, prezesa Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej, którego dzielnie wspierał Jerzy Kotala, zastępca prezesa KKK. Każdy dzień rozpoczynał się od mszy świętej. Potem zwiedzanie na codziennej trasie około 300 km. To dużo, biorąc pod uwagę drogi w Karpatach.
Pielgrzymka bardzo się podobała uczestnikom, zarówno przedstawiciele rzemiosła jak i kupiectwa już planują kolejne eskapady.