Oszczerstwa i nieprawda nie służą mieszkańcom i przedsiębiorcom - Wiesław Jopek w rozmowie z Marianem Satałą o Jarmarku Bożonarodzeniowym
Z roku na rok Jarmark Bożonarodzeniowy staje się polem medialnej krytyki: według części opinii brakuje mu autentyczności, ceny odstraszają, a oferta jest skierowana wyłącznie do turystów. Organizator wydarzenia, Wiesław Jopek z Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej, wyjaśnia, dlaczego te oceny często mijają się z prawdą, kto tak naprawdę stoi za oferowanymi produktami, jakie znaczenie mają tradycja oraz lokalność w kontekście tego wydarzenia i dlaczego świąteczne targi na Rynku Głównym stają się jednym z turystycznych magnesów Krakowa
Boże Narodzenie coraz bliżej, ale świąteczną atmosferę panująca na współorganizowanym przez Was jarmarku, chyba w tym roku wyjątkowo mocno zmąciły niektóre medialne relacje. To jak to jest z tą chińszczyzną i „paragonami grozy”?
Dla mnie to niezrozumiałe. Z jednej strony nasz jarmark trafia na czołowe miejsca w rankingach najpiękniejszych wydarzeń świątecznych na świecie, z drugiej strony czytam w niektórych lokalnych mediach o tym, że rzekomo krakowianie nie są z niego zadowoleni. Ja mogę się oczywiście oburzyć, podważyć prawdziwość tych twierdzeń, ale największą przykrość sprawia to naszym wystawcom. Z moich obserwacji ceny na jarmarku są bardzo podobne do tych sprzed roku, a jednak koszty funkcjonowania małych firm radykalnie wzrosły w ostatnim czasie. Ale proszę się rozejrzeć, podotykać metek, spróbować produktów i powiedzieć, czy rzeczywiście są drogie i niskiej wartości.
Sama kwestia ceny jest z natury relatywna - to co jednym wydaje się być drogie, dla innych jest akceptowalne.
Zgoda, nasza zasobność portfeli jest różna i chyba na co dzień każdy wie, na co może sobie pozwolić. Dziwię się jednak tym, którzy dla taniej sensacji manipulują informacjami pod z góry ustaloną tezę. Podam prosty przykład, który chyba był jak dotąd najgłośniejszy. Spekulowano, że na jarmarku można kupić hot-doga za 40 zł. W rzeczywistości w ogóle nie ma sprzedawców hot-dogów, bo stawiamy na lokalność dań i przekąsek. Można za to kupić pyszną grillowaną kiełbasę Podwawelską o długości 35-40 cm, w świeżej bułce i taką ilością dodatków, jakiej życzy sobie klient. Sprzedaje ją kupiec z Krakowa, a produkuje lokalna masarnia, nie żaden chińczyk.
To też jeden z zarzutów wobec jarmarku - że bazuje na produktach niskiej jakości
Chciałbym, by autorzy takich opinii stanęli twarzą w twarz z rzemieślnikami i wytwórcami, których zapraszamy na nasz jarmark. By powiedzieli to regionalnym przedsiębiorcom rodzinnym, którzy przez całe miesiące ręcznie przygotowują swoje produkty i raz w roku mogą je zaoferować krakowianom i turystom. Krzywdzące słowa łatwiej wypowiedzieć, znacznie trudniejsza jest ciężka praca. Twórcy rzemieślniczych produktów, dmuchanych baniek, ceramiki, tradycyjni tkacze serwet, obrusów, szewcy wytwórcy kożuchów czy producenci lokalnych win i miodów, którzy wystawiają się na Rynku Głównym, chętnie udowodnią jakie jest pochodzenie i jakość. Jak na uczciwych handlowców przystało.
Pada oskarżenie, że jarmark to „turyściarnia”, że oferowane tu produkty interesują wyłącznie przyjezdnych
To jedno z tych stwierdzeń, które najłatwiej zweryfikować - nie tylko pytając samych sprzedawców, ale też po prostu obserwując gości. Wielokrotnie rozmawiałem o tym z twórcami ręcznie robionych dekoracji świątecznych i innymi rzemieślnikami - nie tylko widzą wśród klientów swoich stałych odbiorców, ale też osoby, które zgłaszają, że przychodzą do nich co rok - na przykład dokupując po jednej czy dwóch bańkach z ostatniej tego typu fabryki w regionie, która zawsze ma swoje miejsce na jarmarku. Gdzie jeszcze można kupić ozdoby na choinkę z motywami charakterystycznymi dla Krakowa, które w Krakowie czy Małopolsce powstają?
To jakim kluczem krakowska Kongregacja Kupiecka dobiera najemców?
Stale staramy się podnosić jakość wydarzenia i fakt, że niedawno nad jarmarkiem rozpływała się słynna telewizja CNN, nie jest dziełem przypadku. Od kilku lat wybierając najemców kierujemy się przede wszystkim dwoma kryteriami: lokalnością oraz asortymentem ściśle związanym z obchodami Bożego Narodzenia. Podam prosty przykład - zdecydowanie łatwiej byłoby nam przyjąć przedstawicieli dużej, ogólnopolskiej sieci, ale zamiast tego wybieramy na przykład rzeźbiarzy drewnianych szopek czy podhalańskich kuśnierzy.
Mimo to, jarmark ma też pewien wymiar społeczny i międzynarodowy
Oczywiście, bo świąteczne tradycje zaprzyjaźnionych regionów są nam bliskie. Rękodzielnicy z Litwy czy tkacze z Ukrainy, słowaccy producenci serów i węgierscy cukiernicy wypiekający na miejscu swoje kurtosze to atrakcja sama w sobie. Zawsze mamy też miejsce dla przedstawicielstw miast partnerskich Krakowa - Lwowa i Kijowa, które są z nami na zasadzie przyjaznych relacji i bez ponoszenia kosztów wynajmu. Zawsze także zapraszamy różne organizacje charytatywne - w tym roku to Stowarzyszenie Integracji oraz Aktywizacji Zawodowej i Społecznej Osób Niepełnosprawnych „Emaus”, Fundacja Zmieniamy Niemożliwe, Polski Związek Głuchych czy organizatorów terapii zajęciowej Klika. Ich przedstawiciele bezpłatnie mogą korzystać z naszych drewnianych pawilonów i sprzedawać produkty, które finansują ich działalność.
Furorę na „konkurencyjnych” targach na rynku w Podgórzu robi słynna wenecka karuzela. Te atrakcje dla dzieci to zresztą pewien element obowiązkowy targów w Niemczech czy Austrii. A co z Rynkiem Głównym?
Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana - to, co może stać się atrakcją w nieco odleglejszej części miasta, nie zawsze jest mile widziane w najbardziej chronionej historycznie tkance miejskiej w Polsce. Od wielu lat próbujemy ściągnąć na nasz jarmark więcej atrakcji dla dzieci, ale na to nie ma zgody władz miasta i staramy się to zrozumieć, bo kwestie wrażliwości konserwacyjnej są ważne. Niemniej, atrakcji nie brakuje, na czele z ogromną, ręcznie rzeźbioną szopką czy stoiskiem prawdziwego kowala, który na miejscu rozgrzewa podkowy w tradycyjnym piecu.
A pod samym ratuszem stoi scena…
…na której swoje występy i prezentacje mają lokalne zespoły ludowe, gminy i różni tradycyjnie artyści. Ktoś powie, że brakuje oferty dla młodszego odbiorcy, ale nie zdaje sobie sprawy, jak wyjątkowa wartością dla odwiedzających Rynek turystów jest możliwość obejrzenia tańców folklorystycznych czy korowodu kolędniczego z naszego regionu. To są te pamiątki, które zostają w głowie i które krakowianie sami kochają, odwiedzając inne kraje i regiony.
Wróćmy do kwestii finansowych. W internecie krążą opinie, że produkty są drogie, bo wystawcy muszą zapłacić za udział ogromny czynsz.
Będę brutalnie szczery - udział w jarmarku nie jest tani, ale też trudno oczekiwać, by taki był, jeśli handlowcy otrzymują pięknie przygotowany pawilon z pełnym dostępem do mediów i usług, w najbardziej atrakcyjnym miejscu w tej części świata. Zanim ktokolwiek zarzuci nam pazerność, musi wiedzieć, że sam wynajem przestrzeni na targi od miasta to kwota kilkuset tysięcy złotych. Do tego dochodzi profesjonalna organizacja, ochrona, program artystyczny, niezwykłe dekoracje, opłaty za wjazdy samochodem i koszty związane ze sprawnym rozłożeniem i złożeniem oraz magazynowaniem całej infrastruktury. Nie mówiąc już o koszcie mediów, które rosną z każdym rokiem.
Czyli jednak jest drogo, bo musi być drogo?
Znów - uważam, że to wszystko indywidualna ocena. Jeśli ktoś spędza kilka godzin na ręcznym rzeźbieniu drewna na szopkę, musi opłacić ZUS, pracowników, prąd, gaz, wszystkie koszty - i na koniec sprzedaje tę szopkę za 40 zł, to jest drogi? Albo jak w przypadku jedzenia - czy w okolicy rynku gdziekolwiek zjemy tak treściwe dania za 35-45 zł? Pozostawię te pytania bez odpowiedzi. Warto się zastanowić, czy ludzie, którzy stoją w długich kolejkach aby degustować oryginalnych, wysokiej jakości specjałów uważają, że ceny są nieadekwatne do jakości produktów?
Na koniec - a zakładam, że pytam prawdziwego eksperta od asortymentu na bożonarodzeniowym jarmarku - co na Rynku Głównym kupiłby sobie Wiesław Jopek z Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej?
To strasznie trudne pytanie, bo co roku masę z tych produktów trafia do naszego domu, niektóre wręcz wracają co rok specjalnie na Święta. Nie da się wybrać jednego, ale grzechem byłoby nie kupić rzemieślniczych baniek w kształcie lajkonika, ręcznie zdobionych pierniczków, genialnych miodów pitnych i domowych krówek. A podczas zakupów zadbać o apetyt zajadając się słynną drogą kiełbaską i rozgrzewając się legendarnym już Grzańcem Galicyjskim. A przede wszystkim napawając się niezwykłą, jedyną taką na świecie, atmosferą Bożego Narodzenia w najpiękniejszym miejscu na świecie.
Dziękuję za rozmowę
Marian Satała